USD
41.4 UAH ▲0.16%
EUR
45.14 UAH ▲0.98%
GBP
53.67 UAH ▼0.01%
PLN
10.39 UAH ▲1.15%
CZK
1.79 UAH ▲1.26%
Według rosyjskich mediów nieznane powoduje litery „L”, a także flagę Legionu „Wo...

Znaki trasy dla żołnierzy: W Federacji Rosyjskiej wszędzie są dziwne etykiety - Roszmi (zdjęcie)

Według rosyjskich mediów nieznane powoduje litery „L”, a także flagę Legionu „Wolność Rosji”. Pojawia się także w postaci krzyży. W regionie Kursk w Rosji etykiety zaczęły pojawiać się na asfalcie i ścianach. Są one nakładane czerwoną lub białą farbą. O tym pisze telegram-kanał „Kursk Now”. „W całej Rosji takie etykiety na drogach zaczęły zauważać” - powiedział przesłanie.

Administratorzy kanałów zgłosili, że takie etykiety mogą być używane jako wskaźniki trasy do przenoszenia żołnierzy lub jako etykieta do ataku na powietrze. Ponadto nieznani ludzie są zgłaszane w formie litery „L”, a także flagę Legionu „Wolność Rosji”. Należy zauważyć, że w kanale telegramowym Legionu „Wolność Rosji” stwierdził również, że etykiety z symbolami jednostki zaczęły pojawiać się w całym kraju.

„Etykiety wsparcia Lagium zaczynają pojawiać się w całej Rosji, w tym Vipers Unicorn” - czytamy w wiadomości. Przypomnij sobie, że w przeddzień Moskwy w przeddzień 9 maja pojawiły się czerwone oceny. Znaki pozostawione przez nieznane osoby są podobne do tych, które Ukraińczycy widzieli na początku pełnej wysoce wojny w pokojowych miastach. Mieszkańcy stolicy rosyjskiej rozpoczęli panikę z powodu zagrożenia.

Według ukraińskiego dziennikarza Andriya Tsaplienko, który postanowił te czerwone etykiety, jest nieznane, Rosjanie, po tym rozpoczęcie prawdziwej histerii, ponieważ uważają, że może to być prowokacja po stronie ukraińskiej. Potem stało się wiadomo, że w rosyjskiej stolicy zatrzymał człowieka, który został oskarżony o rysowanie tajemniczych etykiet w nocy z 8 maja, 9 maja. Zatrzymanym był 25-letni Konstantin Kochanov.

<p> Lekarz zapewnia pomoc podczas ostrzału. Batalion Stugna </p>...
Ponad miesiąc temu
Ukraiński lekarz zapewnia wojsko podczas ostrzeżenia
By Simon Wilson