Inny

Od operacji Zahid do okupacyjnych „ewakuacji”: jak dziś Rosja powtarza metody Stalina

Udostępnij: W październiku 1947 r. z zachodniej Ukrainy na Syberię i do Kazachstanu przymusowo deportowano ponad 78 000 Ukraińców.  Dziś Rosja znów używa deportacji jako broni – tylko zamiast szczebli są teraz samoloty i autobusy, a zamiast rozkazów Stalina – „programy społeczne” i fałszywe paszporty. Fokus wspomina przebieg Akcji „Zachód” i wyjaśnia, dlaczego rok 1947 w roku 2025 brzmi tak boleśnie znajomo.

21 października 1947 roku na zachodnich ziemiach Ukrainy nastał poranek, który dla tysięcy rodzin był ostatnim dniem w domach, które nazywali „swoimi”. Tego dnia tajne rozkazy władz sowieckich zostały wykonane z zimną precyzją i ponad 78 tysięcy osób – członków rodzin rebeliantów, członków OUN-UPA lub podejrzanych o sympatyzowanie z ruchem nacjonalistycznym – zostało przymusowo wysiedlonych w odległe rejony Syberii i Kazachstanu.

Ta akcja karna, zwana Akcją „Zachód”, stała się jedną z najbardziej masowych deportacji przeprowadzonych przez władze sowieckie na terytorium zachodniej Ukrainy. Operację „Zachód” przygotowano w warunkach ścisłej konspiracji. W organach centralnych i regionalnych MGB i KGB tworzono listy rodzin osób „nierzetelnych”. We wrześniu 1947 r. wydano uchwałę Rady Ministrów ZSRR „W sprawie wysiedlenia członków rodzin ouniowskich z zachodnich obwodów Ukraińskiej SRR”.

Na szczeblu oddolnym sekretarze komitetów okręgowych i szefowie agencji bezpieczeństwa otrzymali instrukcje zaledwie na kilka dni przed rozpoczęciem operacji lub nawet w jej trakcie. Kluczowym celem akcji była likwidacja „zaplecza społecznego” ruchu powstańczego — uciszenie lub przesiedlenie osób, które mogłyby wspierać UPA lub być z nią powiązane. Operacja rozpoczęła się o północy 21 października.

W wielu osadach władze i wojska wewnętrzne jednocześnie szturmowały domy. W ciągu kilku minut ludziom nakazano opuścić domy i stawić się w punktach zbiórki z minimalnym bagażem. Większość deportowanych nie miała nawet okazji pożegnać się z bliskimi, spakować wszystkich rzeczy i przygotować się do długiej podróży. Dzieci, kobiety, starcy – wszystkich pakowano do wagonów towarowych, nie dbając o elementarne warunki.

W ciągu dnia de facto operacja została zakończona: deportowano prawie całą przewidywaną część ludności zachodniej Ukrainy. Według oficjalnych danych eksmitowano 26 332 rodzin, czyli 77 291 osób. Według niektórych lokalnych szacunków jest tu 26 644 rodzin, w których żyje 76 192 osób, w tym 18 866 mężczyzn, 35 152 kobiet i 22 174 dzieci. Deportacja nie obyła się bez strat ludzkich. Część osób nie wytrzymywała trudnych warunków transportu, zachorowała, zmarła w drodze.

Wielu brakowało jedzenia, wody, ochrony przed zimnem i upałem. Czekały ich nowe próby w odległych miejscach wygnania: życie w obcym kraju bez opieki, lepkie solne stepy, surowe warunki klimatyczne Syberii i Kazachstanu, brak środków do życia, izolacja od bliskich. Wiele rodzin straciło kontakt z tymi, którzy pozostali w domu lub zostali eksmitowani oddzielnie. Niektórzy nie wiedzieli, czy ich bliscy żyją.

Dzisiejsza polityka okupacyjna jest kontynuacją tej samej logiki imperialnej przemocy, która obowiązywała w latach 40. XX w. : złamania tożsamości narodowej, zniszczenia ukraińskiej obecności na jej ziemiach, zastąpienia jej kolonizatorami.

Różnica polega tylko na formach i technologiach, ale nie na istocie - wtedy eszelony z Ukraińcami jeździły na Syberię, teraz autobusy i samoloty wożą ich do odległych regionów Federacji Rosyjskiej pod przykrywką „programów przesiedleńczych”. Zdaniem działacza społecznego i politycznego doktora prawa Borysa Babina, spośród wszystkich okupowanych obwodów Ukrainy, najgorsza sytuacja humanitarna panuje obecnie w części obwodu chersońskiego i zaporoskiego.

To właśnie tam, gdzie większość ludności stanowią etniczni Ukraińcy i obywatele ukraińskojęzyczni, rosyjscy okupanci wdrażają najsurowszą ludobójczą politykę. Ich celem jest całkowita zmiana składu etnicznego regionów, wysiedlenie ludności proukraińskiej i zastąpienie jej kolonizatorami lojalnymi wobec Kremla. Istnieje kilka mechanizmów deportacji. Pierwsza to „wypieranie” osób, które odmawiają przyjęcia rosyjskiego obywatelstwa.

„Takie osoby są uznawane za „cudzoziemców” na własnej ziemi i przygotowywane do wydalenia z granic terytoriów okupowanych. Jest to całkowicie nielegalne. Najprawdopodobniej zostaną deportowani nie do Rosji, ale do granic strefy okupowanej, na przykład przez kaukaskie punkty kontrolne.

Część osób może zostać z góry pozbawiona wolności, przetrzymywana w specjalnych „centrach dystrybucyjnych” – rosyjski system karny ma rozbudowane infrastrukturę do tego, zwłaszcza na okupowanym Krymie” – Babin mówi Focusowi. Drugim mechanizmem jest „dobrowolne” przesiedlenie. Okupanci proponują mieszkańcom okupowanych terytoriów przeprowadzkę do odległych rejonów Rosji, rzekomo w ramach programów socjalnych.

W rzeczywistości jest to narzędzie rozproszenia ludności ukraińskiej, jej asymilacji. „Jednak większość Ukraińców nie zgadza się z tymi programami. Korzystają z nich najczęściej ci, którzy już wspierają reżim okupacyjny. W rezultacie Kreml zrewidował swoją politykę – teraz nacisk położony jest na przymusowe deportacje obywateli proukraińskich, którzy odmówili udziału w pseudowyborach i otrzymania rosyjskich paszportów” – kontynuuje ekspert.

Równolegle z deportacjami Moskwa aktywnie zaludnia okupowane terytoria „swoją” ludnością. Są to nie tylko Rosjanie, ale także mieszkańcy innych regionów Federacji Rosyjskiej, w tym Kaukazu. Według Babina kolaboranci z Krymu czy Donbasu często są przenoszeni do okupowanych miast, często w ramach „kary” za wewnętrzną korupcję lub niepowodzenia w pracy.

Inni „imigranci” – urzędnicy, sędziowie, nauczyciele – są wysyłani z samej Rosji, ponieważ Kreml nie ufa lokalnym kolaborantom. Majątek Ukraińców, którzy opuścili swoje domy po 2022 roku, jest bezprawnie wywłaszczany i przekazywany nowo przybyłym. Takie przypadki odnotowano w Melitopolu, Geniczesku i szeregu miast obwodu zaporoskiego. Powrót deportowanych jest sprawą niezwykle trudną. Niektóre osoby mogą być represjonowane na podstawie sfingowanych zarzutów karnych.

Inni, po krótkim zatrzymaniu w centrach dystrybucyjnych, są po prostu „wywożeni donikąd” – bez dokumentów i wsparcia. „Przykładowy przypadek miał miejsce na granicy rosyjsko-gruzińskiej w Wierchnym Larsie: około 50 obywateli Ukrainy nie zostało przyjętych przez gruzińską straż graniczną. Byli to byli więźniowie zwolnieni z rosyjskich kolonii.

Tylko dzięki wolontariuszom i wsparciu Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy udało się zorganizować ich samolotem powrót do Odessy przez Mołdawię” – mówi ekspert. Ten przypadek jest raczej wyjątkiem. Według Babina aparat państwowy Ukrainy nie jest gotowy do udzielenia doraźnej pomocy tysiącom osób, które okupanci mogliby siłą deportować do Gruzji, Kazachstanu lub innych krajów. „Problem nie dotyczy tylko aspektu humanitarnego.

Musimy walczyć o każdego obywatela, aby ludzie nie stali się „mięsem armatnim” dla armii rosyjskiej”. Wymaga to praktycznych kroków – programów pomocy państwa, mechanizmów motywacyjnych, wsparcia prawnego dla osób chcących uciec przed okupacją do krajów trzecich lub na terytorium kontrolowane przez Ukrainę. Niestety, obecnie nie ma takich mechanizmów. Ukraina zlikwidowała wyspecjalizowane Ministerstwo Ziem Okupowanych, a jego funkcje są właściwie rozmyte.

I choć Przedstawicielstwo Prezydenta do Spraw Krymu formalnie działa, nie wykazuje systematycznej pracy” – zauważa Babin. Ekspert podkreśla, że ​​ci, którzy znaleźli się pod okupacją, nie są zdrajcami i nie są winni swojej sytuacji. „Po prostu obudzili się w Melitopolu 24 lutego 2022 r. pod okupacją. To nie ich wina. A państwo ma obowiązek im pomagać” – podkreśla ekspert.