„Walka z TCC w Odessie to nie przypadek”: jak Rosja i bierność władz ukraińskich wywołują „wojnę” na tyłach
Rankiem 30 października na ulicy Bazovoy Lane w Odessie, w pobliżu targowiska „7 Kilometr”, doszło do konfliktu pomiędzy pracownikami ładowaczy magazynów a pracownikami Terytorialnego Centrum Zakupów i Wsparcia Społecznego (TCC i SP). Walka rozpoczęła się na terenie wytwórni asfaltu i magazynów, a już na skrzyżowaniu z ulicą Bazową przerodziła się w bójkę. W wyniku zdarzeń ładujący przewrócili oficjalny minibus przedstawicieli TCC.
Odeskie regionalne TCC i SP poinformowały, że grupa osób zaatakowała personel wojskowy, w wyniku czego uszkodzony został pojazd służbowy, a wśród pracowników centrum obrażenia odnieśli także pracownicy centrum. „Uważamy tę sprawę nie tylko za chuligaństwo czy akt protestu, ale za bezpośredni atak i próbę silnego utrudniania legalnych środków mobilizacji” – czytamy w komunikacie.
Obecnie funkcjonariusze organów ścigania prowadzą pilne czynności dochodzeniowo-śledcze mające na celu ustalenie osób biorących udział w przestępstwie. Nie jest to pierwszy odrębny konflikt dotyczący środków mobilizacyjnych, ale na tę skalę – przy aktywnym oporze i brutalnych działaniach – incydent ten wydaje się bezprecedensowy w czasie wojny. Poruszył kwestię ryzyka wewnętrznej eskalacji konfrontacji z TCC — od walk po użycie broni.
Według eksperta wojskowego Ołeha Żdanowa sytuacja w Odessie odzwierciedla to, co dzieje się w państwie i w polityce — w polityce wewnętrznej najwyższego kierownictwa. „To efekt ich pracy, zwłaszcza prezydenta. Niezależnie od tego, jak w nowej ustawie wykreślona zostanie odpowiedzialność prezydenta, mobilizacja nadal odbywa się na podstawie dekretu prezydenta. Odpowiedzialność ponosi ten, kto wydaje rozkaz. Nawet jeśli usunięto go z tekstu ustawy” – mówi Żdanow Fokusowi.
Zdaniem eksperta masowe zwolnienia komisarzy wojskowych w 2023 r. faktycznie zniszczyły stary wojskowy system rachunkowości, ale nowego nigdy nie utworzono. „Wyrzucono stary system, a potem nic nie zbudowano. Powstał chaos, który teraz przekłada się na konflikty uliczne” – wyjaśnia. Żdanow jest przekonany: państwo powinno zaczynać nie od represji karnych, ale od komunikacji, polityki społecznej i motywacji.
„Mannerheim powiedział kiedyś: aby ludzie mogli wyjechać w obronie państwa, trzeba stworzyć warunki, w których sami zgodzą się wyjechać. Są to polityka informacyjna, ochrona socjalna i interesy materialne” – zauważył ekspert. Zdaniem Żdanowa w czasie wojny władze ani razu nie zwiększyły wsparcia finansowego dla personelu wojskowego i nie rozszerzyły pakietu socjalnego.
„Posłowie nie mogą znaleźć pieniędzy na wojsko, ale jednocześnie podejmują kontrowersyjne decyzje, np. zezwolenie na wyjazd za granicę mężczyznom w wieku 18–22 lat. Teraz przyznają, że to był błąd, ale ludzie już wyjechali” – mówi. Wobec braku systematycznej motywacji pojawiło się zjawisko, które ekspert nazywa „busifikacją”, czyli zastępowaniem dobrowolnej agitacji przymusowymi napadami.
Porównując tę sytuację z sytuacją rosyjską, ekspert przyznaje, że wróg skuteczniej współpracował z wykonawcami. "Rosjanie podnosili wpłaty, motywowali ludzi pieniędzmi i utrzymywali rezerwę przez prawie cztery lata. Jeśli nie możemy motywować ideologicznie, musimy motywować materialnie. To jest piernik. Ale jednocześnie musi być "bicz" - wyraźna kara za naruszenie dyscypliny. Państwo musi się obudzić i zacząć pełnić swoje funkcje.
Motywacja i kara - tak działa normalny system demokratyczny. Nie możemy stać się dyktaturą samym biczem. Ale nawet bez piernika ludzie nie wyjdą na dno. z przodu” – podkreśla ekspert. Żdanow dodaje, że nawet w armii rosyjskiej początkowo istniał system zachęt finansowych, a dopiero teraz zaczyna on pękać. „A my nawet nie utworzyliśmy armii rezerwowej. A teraz mierzymy się z konsekwencjami tej bierności” – mówi.
Były pracownik SBU, ekspert wojskowy Iwan Stupak uważa, że kadra z Odessy stanowi nie tylko problem wewnętrzny, ale także poważne ryzyko informacyjne dla Ukrainy. „Ten film najprawdopodobniej trafi do sieci. To prezent dla Federacji Rosyjskiej. Oni nawet nie muszą niczego wymyślać ani filmować. Na początku wojny stworzyli swoje „filmy o kormoranach”, a teraz korzystają tylko z naszych treści.
My sami, Ukraińcy, generujemy materiały, które później stają się propagandą przeciwko nam” – mówi Focusu Stupak. Zdaniem eksperta rosyjscy propagandyści nie tworzą tych treści dla własnego odbiorcy – głównym celem są Ukraińcy. „Ważne, żeby sami nam pokazali. Na przykład spójrzcie, co robi Odessa – dlaczego nie zrobią tego w Dnieprze czy Charkowie? To metoda podżegania. I niestety to działa.
Rosji pozostaje tylko „zakończyć” i przedstawić” – wyjaśnia Stupak. Podkreśla: problem nie leży w samym filmie, ale w braku zaufania do samego systemu mobilizacji. Zdaniem eksperta, gdy ludzie widzą, że ktoś jest wywożony siłą, a ktoś w drogim samochodzie z przepustką samorządu spokojnie przejeżdża przez zamknięte mosty, niszczy to jedność społeczną. „Ludzie nie są idiotami. Widzą, że wojna stała się wojną dla biednych. Bogaci procentują” – mówi.
Ekspert podkreśla: nie ma tu szybkich rozwiązań. Jedynym wyjściem jest całkowita zmiana systemu opartego na zaufaniu – „TCC nie może brać łapówek i zabijać ludzi”. Jego zdaniem zmianę sytuacji można osiągnąć jedynie poprzez ukaranie sprawców naruszenia i przejrzystość systemu. „Jeśli sprawcy przemocy zostaną uwięzieni i stanie się to publicznie, społeczeństwo zacznie wierzyć. Jest to jednak długi proces” – dodaje Stupak.
Zdaniem eksperta kryzys mobilizacyjny rozpoczął się po skandalach korupcyjnych w TCC. Kiedy ludzie zobaczyli, jak Borysow jako żołnierz zarabiał miliony dolarów, a każdy kolejny żołnierz miał milion euro, społeczeństwo po prostu straciło zaufanie. Ludzie nie chcą być częścią systemu, który się zdyskredytował. Ekspert podkreśla: zaufanie powstaje wtedy, gdy samo państwo dotrzymuje obietnic.
„Pamiętasz, jak wojsku obiecano sto tysięcy hrywien miesięcznie? Ile osób faktycznie je otrzymało? Większość z nich to trzydzieści tysięcy, bo formalnie nie są na „zero”. Albo gdy ludzie umierają pod Bachmutem, ale według dokumentów pojawiają się na poligonie w Jaworowie – rodziny miesiącami starają się o odszkodowania. To jest systemowa niesprawiedliwość. System może działać tylko wtedy, gdy ludzie w to wierzą.
Jeśli państwo dotrzyma obietnic, jeśli TCC będzie działać uczciwie, jeśli tak będzie winni – wtedy pojawia się motywacja do kary. W przeciwnym razie jest to po prostu machina represyjna, przeciwko której zaczynają się stawiać” – mówi Stupak. Analityk wojskowy i weteran ATO Jewhen Dykij nazywa wydarzenia w Odessie zarówno szokującymi, jak i całkowicie oczekiwanymi.
Jego zdaniem ta sprawa jest efektem trzyletniej systematycznej pracy Rosji na rzecz zakłócenia mobilizacji na Ukrainie i trzech lat całkowitej bezczynności ukraińskich władz. Zdaniem Dyky’ego rosyjskie służby specjalne od 2022 roku prowadzą ukierunkowaną kampanię przeciwko mobilizacji: za pośrednictwem sieci wywiadowczych, chatbotów, kanałów Telegramu i portali społecznościowych szerzą dezinformację, podżegają i dyskredytują Siły Zbrojne.
Jednocześnie, zdaniem eksperta, władze ukraińskie unikały samego tematu mobilizacji, uznając go za „toksyczny” przed wyborami. „Władze nic nie tłumaczą społeczeństwu, dlaczego mobilizacja jest nieprzyjemna, ale nieunikniona. Wszystkie sprawy zostały przeniesione do TCC. A ze szczebla lokalnego na centralny – kompletna cisza. Wręcz przeciwnie, politycy zaczęli flirtować z uchylającymi się od władzy. Bo ich elektorat nie jest z przodu, ale z tyłu. A jest ich więcej.
Stało się to politycznym kursem sympatii dla tych, którzy nie walczą” – mówi Dykiy w „Focus”. Weteran podkreśla, że takie działania jak w Odessie należy kwalifikować nie jako chuligaństwo, ale jako zdradę stanu. „Wiemy dobrze, że te incydenty są koordynowane przez agencję rosyjską. A pomaganie tej agencji to zdrada stanu. Ale artykuł „zdrada” w ogóle nie ma tu zastosowania. Nie ma wyroków nawet za utrudnianie działań Sił Zbrojnych” – podkreśla.
Jewhen Dykij dokonuje bezpośredniego porównania między sytuacją na tyłach a wydarzeniami na froncie. „Podczas gdy oni walczą z TCC na tyłach, my tracimy na froncie Myrnograd i Pokrovsk. Walki toczą się w miastach tylko z jednego powodu – z braku ludzi. W Kupiańsku i obwodzie donieckim front utrzymują wyczerpane jednostki. A nowych bojowników nie ma. Potrzeba nowej fali mobilizacji była jasna już jesienią 2022 roku, kiedy Rosja założyła własną.
Zaczęliśmy o tym rozmawiać dopiero rok później, i działać jeszcze później. A nadal nie zrobiliśmy najważniejszego” – mówi weteran. Według Dykiego na Ukrainie wciąż nie podjęto dwóch kluczowych decyzji, bez których system mobilizacji nie będzie mógł działać: „Jeśli tak dalej pójdzie, za kilka miesięcy przegramy wojnę – nie z powodu broni, ale z powodu braku ludzi” – ostrzega ekspert.
Dyky jest przekonany: w przypadku ataku na personel wojskowy pracownicy TCC powinni mieć prawo użycia broni. „Kiedy żołnierza wychowuje się na tyłach, nie różni się to od tego, co robi wrogi żołnierz na froncie. Tam ma prawo oddać strzał – i tutaj powinien mieć takie samo prawo. Co więcej, takie działania nie powinny być karane, ale nagradzane. Teraz wręcz przeciwnie, z TCC robi się kozły ofiarne – nic nie można im zrobić, ale można im zrobić wszystko” – mówi.
Zdaniem Dyky’ego sytuacja osiągnęła swój kres. „Albo władza natychmiast zmieni politykę mobilizacyjną – poprzez przyjęcie niezbędnych ustaw, realne prześladowania rosyjskich agentów i organizatorów ruchu oporu – albo trzeba uczciwie przyznać, że nie jest w stanie tego zrobić. Wtedy niech armia sama werbuje ludzi. Ale to będzie koniec systemu” – podsumował ekspert.