Inny

Kennedy zamiast Trumpa: czy byłby w stanie powstrzymać Putina i zakończyć wojnę na Ukrainie

Udostępnij: 8 listopada 1960 roku John F. Kennedy został prezydentem Stanów Zjednoczonych. Niemal tego samego dnia, a dekadę później, 5 listopada 2024 roku, Amerykanie po raz drugi wybrali Donalda Trumpa. Focus zwrócił uwagę na podobieństwa między obydwoma przywódcami i próbował wyobrazić sobie, jak wyglądałby świat i wojna na Ukrainie, gdyby Kennedy był dziś w Białym Domu. Tego dnia, 8 listopada 1960 roku, John F. Kennedy został prezydentem Stanów Zjednoczonych.

I niemal w te same dni, 5 listopada 2024 roku, Donald Trump został po raz drugi wybrany na przywódcę Stanów Zjednoczonych. Dwie daty, dwóch prezydentów – i dwa zupełnie różne modele amerykańskiego przywództwa. O tym, jakie podobieństwa można dostrzec między nimi i jak mogłaby wyglądać wojna na Ukrainie, gdyby Kennedy zasiadał dziś w Białym Domu, kandydat nauk politycznych, powiedział Focusowi międzynarodowy ekspert Stanisław Żelichowski. John F.

Kennedy był przywódcą ery zimnej wojny. Dla niego najważniejsze było utrzymanie równowagi - nie poddać się wrogowi, ale także zapobiec wielkiej wojnie. Wychowany w wpływowej rodzinie politycznej, weteran II wojny światowej, widział wartość ludzkich decyzji i odpowiedzialności. Dla niego państwo było wspólnym projektem, a sojusznicy partnerami w długoterminowej stabilności. To ukształtowało jego podejście jako polityka, który starał się łączyć siłę z dyplomacją.

„Kryzys karaibski z 1962 r. był tego jaskrawym przykładem. Wtedy Kennedy nie ugiął się pod presją militarną i nie uderzył pierwszy. Wybrał połączenie siły i negocjacji, wykazując stanowczość, zimną inteligencję i pragmatyzm. Ten krok pozwolił uniknąć katastrofy nuklearnej, a dyplomacja przyniosła realny rezultat – nawiązanie bezpośredniej komunikacji między Waszyngtonem a Moskwą” – mówi Focusowi Stanisław Żelichowski. Donald Trump to inny typ polityka.

Nie ma doświadczenia wojskowego, nie odbył służby cywilnej, ale do polityki wszedł dzięki popularności biznesu i mediów. Jego myślenie jest kategorią korzyści, rezultatu „tu i teraz”, skutku politycznego. Dla niego sojusznicy nie są partnerami strategicznymi, ale uczestnikami porozumień, z których można uzyskać ustępstwa lub korzystne warunki.

Podczas swojej prezydentury Trump podpisał szereg porozumień – z UE, Japonią oraz krajami Azji Południowo-Wschodniej i Środkowej. Mówiono nawet o jego chęci negocjacji z Rosją nie tylko w sprawie zawieszenia broni, ale także w kwestiach gospodarczych, np. dotyczących minerałów. Moskwie aktywnie zabiegała o takie porozumienia, Ukrainie udało się jednak podpisać strategiczne porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi, a próby wpływania Kremla na sytuację nie powiodły się.

„Trump działa bezpośrednio i impulsywnie. Przypomnijmy incydent w Białym Domu, kiedy delegacja Ukrainy po złożeniu prowokacyjnych wypowiedzi opuściła negocjacje. Taka sytuacja byłaby dla Kennedy'ego niemożliwa. Przywiązywał dużą wagę do wizerunku sojuszników i zachowywał szacunek nawet w trudnych kryzysach. Trump wręcz przeciwnie, często postrzega stosunki międzynarodowe jako targ.

Z tego powodu jego stanowisko w sprawie Ukrainy wygląda niespójnie: od silnego wsparcia po stwierdzenia o konieczności zawarcia „porozumień pokojowych” z Kijowem ustępstw” – kontynuuje politolog. Zdaniem Żelikhowskiego, gdyby John F. Kennedy był prezydentem Stanów Zjednoczonych w 2022 roku, w momencie rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na pełną skalę, jego reakcja byłaby prawdopodobnie szybsza i bardziej precyzyjna.

Zainicjowałby mobilizację kolektywnego Zachodu i aktywną współpracę z sojusznikami i instytucjami międzynarodowymi w celu koordynowania pomocy dla Ukrainy. Kennedy, jako przywódca zimnej wojny, wyraźnie rozróżniał „przyjaciół” i „wrogów”, więc działałby bardziej konsekwentnie. Łączyłaby doraźną pomoc wojskową z aktywną dyplomacją – w tym za pośrednictwem zamkniętych kanałów komunikacji – aby zapobiec eskalacji.

Jego dyplomacja byłaby pragmatyczna, a nie populistyczna, jak Trump, którego często motywuje chęć zadowolenia wyborców lub czerpania korzyści politycznych. Kennedy mógłby prawdopodobnie wykazać się większą asertywnością militarną niż Joe Biden – wykazując gotowość do działania, ale w ramach racjonalnej strategii minimalizującej ryzyko bezpośredniej konfrontacji z Rosją. Jego zasadą jest „siła poprzez powściągliwość”.

Politolog jest pewien, że gdyby Kennedy był u władzy, wspierałby Ukrainę stałym dopływem broni, ale z większym naciskiem na koordynację z Europą, aby uniknąć wyczerpywania się zasobów i jednocześnie nie dawać Rosji powodu do obwiniania Zachodu za eskalację. Promowałby także międzynarodowe sojusze w dziedzinie produkcji broni i logistyki oraz utrzymywał otwarte kanały dyplomatyczne z Moskwą, aby zapobiec szantażowi nuklearnemu.

„Trump reaguje symetrycznie – mówi o wznowieniu testów nuklearnych, o pokazie siły, ale robi to bardziej dla efektu, niż w ramach przemyślanej strategii. Zwiększa to stopień napięcia, nawiązując do retoryki zimnej wojny, ale bez zimnej racjonalności, jaką posiadał Kennedy” – ocenia ekspert. Za prezydentury Kennedy’ego USA doświadczyły nie tylko kryzysu karaibskiego, ale także początku wojny w Wietnamie.

Miała inny charakter – raczej ideologiczny niż agresywny, ale stała się polem bitwy pomiędzy ZSRR a USA. Dziś można znaleźć analogie z sytuacją na Ukrainie, gdzie Rosja, jako prawowity następca ZSRR, ponownie pełni rolę „imperium zła”. „Nawet błędy Kennedy'ego – takie jak niepowodzenie operacji w Zatoce Świń – mają swoje lekcje.

Nieudana próba inwazji na Kubę pokazała, że ​​nawet polityka analityczna może zakończyć się niepowodzeniem, jeśli brakuje koordynacji. Dziś podobna sytuacja może powtórzyć się z Wenezuelą, która dla Trumpa może potencjalnie stać się „nową Kubą”, jeśli spróbuje wymusić scenariusze mające wpływ na reżim Maduro” – kontynuuje Żelichowski. Kennedy działał w dwubiegunowym świecie, w którym istniały wyraźne „czerwone linie” i jasne zasady gry.

Współczesny świat jest znacznie bardziej złożony: zagrożenia hybrydowe, cyberbezpieczeństwo, wojny informacyjne. Jego styl rządzenia wymagałby adaptacji, ale główna zasada – równowaga i odpowiedzialność – pozostałaby aktualna. „Porównanie z Trumpem pokazuje: wola polityczna przywódcy i styl komunikacji bezpośrednio wpływają na zachowanie sojuszników.

Trump swoimi sprzecznymi wypowiedziami tworzy niepewność polityczną – na przykład o rakietach Tomahawk czy „porozumieniach pokojowych” z Rosją. Europejscy partnerzy starają się zrekompensować tę niestabilność. Kennedy natomiast był przewidywalny w kryzysach, dążył do tworzenia koalicji i wzmacniania jedności transatlantyckiej. Właśnie taka strategia mogłaby w obecnych warunkach wzmocnić zdolności obronne Ukrainy” – uważa politolog.

John Kennedy i Donald Trump to dwa bieguny amerykańskiej polityki. Jeden jest symbolem powściągliwości, dyplomacji i odpowiedzialności wobec sojuszników. Drugi to ucieleśnienie impulsywności, zysku i politycznego show. Gdyby Kennedy był dziś u władzy, być może na świecie panowałaby większa stabilność, ale także większe wymagania dotyczące osobistej odpowiedzialności.