„Szantaż nuklearny” znów w akcji: w CPD wyjaśniono, dlaczego Kreml boi się Tomahawka
Jak relacjonował na swoim kanale telegramowym, Kreml celowo porusza temat wojny nuklearnej, aby odwrócić uwagę od własnych słabych pozycji na froncie. W tę kampanię zaangażował się już nawet białoruski władca Aleksander Łukaszenka, który powtarza rosyjskie narracje o „reakcji nuklearnej”. „Wojny nuklearnej nie będzie. Rosja wie, że nie będzie w stanie przeprowadzić ataku nuklearnego, ponieważ Chiny i inne kraje, na których Moskwa polegała.
Po prostu boją się pomidorów, bo wiedzą, że nie ukryją przed nimi swojego MIC” – podkreślił Kowalenko. Nalegał także, aby nie reagować na kolejną falę „warkocza nuklearnego”, rozpętaną przez rosyjską propagandę. Warto zauważyć, że niedawno wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrij Miedwiediew opublikował na swoim kanale telegramowym post, w którym ustosunkował się do słów obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa.
W szczególności przywódca USA stwierdził, że jeśli prezydent Rosji Władimir Putin nie przerwie wojny z Ukrainą, „skończy się to dla niego źle”. Miedwiediew nazwał takie słowa kolejnym zagrożeniem i zauważył, że dostawa rakiet Tomahawk może mieć niebezpieczne konsekwencje dla wszystkich.
Powtórzył w Rosji tezę, że w trakcie lotu nie da się odróżnić zwykłych rakiet Tomahawk od nuklearnych, zatem każde ich wystrzelenie – stwierdził – można uznać za działania Stanów Zjednoczonych. Na zakończenie swego przesłania Miedwiediew wyraził nadzieję, że słowa Trumpa mają jedynie charakter polityczny.